Wpływ macierzyństwa na pracę zawodową (i odwrotnie)
Już kiedy jako nastolatka rozmawiałam z moją siostrą o wyborze drogi zawodowej, czułam, że powinna przebiegać ona w zgodzie z macierzyństwem. Nie przypuszczałam jednak, że będzie to takie trudne…
Rozmowa z siostrą
– Zobacz, na filologię rosyjską nie ma egzaminów. – W oku Ali rozbłysła nadzieja. – Może jakbym nie zdała na angielską, to bym poszła na rosyjski. Lubię języki.
– Po co ci rosyjski? – starsza siostra, zawsze mocno stąpająca po ziemi, racjonalizuje. – Rosyjski to już przeżytek, nikt nie uczy się już rosyjskiego.
– Ale ja bym chciała być nauczycielką… – Ala próbuje znaleźć argumenty.
– Ala, ja jestem nauczycielką i naprawdę ci nie polecam.
– No, wiem, to trudna praca… Ale wiesz, jak będę miała rodzinę, to to jest dobre rozwiązanie. Chciałabym mieć czas dla dzieci …
– Nie wiadomo, czy w ogóle będziesz miała dzieci. A rosyjski jest bez sensu.
– Bardzo chcę mieć dzieci… – zaczęła Ala, ale już jej brakuje argumentów. Wie, że jej marzenie o dobrej, ciepłej, dużej rodzinie wcale nie musi się spełnić.
– Najpierw zdaj maturę, a potem się zobaczy. Może dostaniesz się na angielski. – siostra zostawiła jej jednak cień nadziei.
Wybór drogi
Kiedy już jako Alicja, kobieta po wielu doświadczeniach, wracam myślami do czasu matury, wyboru swojej drogi rozwoju, kierunku życia, jestem bardzo dumna z tej młodej dziewczyny. Wiem, dlaczego nie miała siły walczyć o swoją drogę, dlatego jej nie oceniam. Wybaczam i mocno przytulam. Natomiast widzę, jak mimo zaledwie dziewiętnastu lat, dobrze znała i czuła siebie samą. To skarb. Skarb, który odnalazłam po dwudziestu sześciu latach…
Kiedy nie dostałam się na wymarzoną filologię angielską, nie wiedziałam, co z sobą zrobić. Pewne było, że muszę iść na studia, ale przestało się liczyć, na jakie. Poszłam na jakiekolwiek… Skończyłam coś tam. Poziomu swojego angielskiego jednak pilnowałam. W czasie studiów zrobiłam FCE, potem, już przy dwójce małych dzieci, CAE.
Początek macierzyństwa i pracy zawodowej
Studia kończyłam, będąc w ciąży. Żyliśmy z jednej pensji z małym dzieckiem. Wiedziałam, że muszę iść do pracy… Kiedy syn miał 4 miesiące, dostałam propozycję stażu w ZUSie. Jak ja nie chciałam tam iść! Przecież ta praca nie ma nic wspólnego z angielskim! A poza tym synuś jest za mały! Niestety znów nie posłuchałam swojej intuicji. Poddałam się opinii otoczenia, że praca stabilna, czysta, do emerytury, pierdu, pierdu. Poszłam. Pięciomiesięczne dziecko u niani, po dwóch tygodniach przestało ssać pierś. Miałam 26 lat i zaczęłam siwieć. Wytrzymałam 5 miesięcy.
Praca i laktacja
Po pół roku znalazłam pracę w korporacji. Nareszcie mój angielski był potrzebny! Przestałam myśleć o sobie. Zaczęłam rozwijać karierę. Pięłam się w górę. Moje podporządkowanie i kompetencje były dostrzeżone. Szczęśliwie po drodze urodziłam drugiego syna. Po nagłym rozstaniu z karmieniem piersią przy pierwszym synu, najbardziej czekałam na ten rodzaj bliskości. Zawalczyłam o miesiąc macierzyńskiego więcej. A więc drugi syn pił mleczko o miesiąc dłużej. Znów przestał ssać pierś dwa tygodnie po moim powrocie do pracy…
Złota klatka
Najgorsze jednak było jeszcze przede mną. Zarabiałam dobrze. Miałam funkcję kierowniczą. Złota klatka… Wybudowaliśmy dom, ale podwórko było puste. Ja w pracy, dzieci w świetlicy. Szarpałam się w sobie. Siedziałam przy biurku z poczuciem coraz większego bezsensu. Nie czułam, żeby moja praca była komukolwiek potrzebna. Już wolałabym uczyć dzieci angielskiego…. Moi synowi tymczasem spędzali bezproduktywnie czas na świetlicy, której nie znosili! Byłam bardzo rozdarta, ale nie miałam odwagi nic zmienić.
Aniołki
Chłopcy dorastali, a ja zapragnęłam trzeciego dziecka. W wieku 36 lat zaszłam w ciążę. Asieńka żyła 21 tygodni życia płodowego. Nie załamałam się. Przecież takie rzeczy się zdarzają.
W międzyczasie w mojej pracy pojawiła się jeszcze większa korporacja, ale z świetnie prowadzonym działem HR. Wtedy zrozumiałam, że można pracować inaczej.
Zawalczyłam jeszcze raz o dziecko. Tosieńka odeszła do Asieńki w tym samym wieku. Bawią się razem w niebie.
Depresja. Bóg. Modlitwa. Szukanie sensu…
Inny wymiar macierzyństwa
Zaczęłam się zmieniać, kruszeć, wracać do siebie. Ludzie wokoło zauważali moją przemianę. Poprawiały się relacje, pogłębiały rozmowy. Praca coraz bardziej doskwierała.
W wieku czterdziestu lat urodziłam upragnioną, zdrową córeczkę. Moje szczęście nie miało granic. Poród najlepszy, jaki mogłam sobie wymarzyć, długie karmienie piersią, urlop wychowawczy, spacery z wózkiem przy każdej pogodzie. Bóg na dotknięcie ręki. Zaczęłam pisać książki, zdobywać nagrody, czułam się, jakbym znów miała dziewiętnaście lat. Powrót do pracy mentalnie stał się już niemożliwy.
I nagle okazało się, że zaczyna brakować pieniędzy… Moje książki sprzedają się w setkach, ale potrzeby pięcioosobowej rodziny są raczej na tysiące. Zrozumiałam, że książki są miłym dodatkiem, wyrazem mojej artystycznej duszy, a przede wszystkim świadectwem mojej walki o siebie i przemiany.
A ja jestem nauczycielką języka angielskiego. Mam szkołę językową Ling Talents. Synowie są już dorośli, ale mogą przyjść do mnie do pracy zawsze, kiedy tego potrzebują. Najczęściej potrzebują dychy na colę. Moja pięcioletnia córeczka uwielbia być ze mną w pracy. Wie, że nie może przeszkadzać, a ja wiem, że nie będzie musiała siedzieć w świetlicy, jeśli nie będzie tego chciała.
Pokora wobec przeszłości, wdzięczność wobec teraźniejszości
Nie wiem, czy to koniec tej historii. Nie wiem, co będzie za rok, dwa, pięć. Wiem tylko, że warto słuchać swojej intuicji i być sobie wiernym. Ja szczęśliwie zatoczyłam koło i czuję się spełniona. Ale lata zaprzeczania sobie zostawiły głębokie ślady w moim ciele i w mojej psychice.
Wiem, że dziś uparłabym się na filologię rosyjską bez egzaminów, w tamtym czasie można było uczyć angielskiego po dodatkowych kursach. Ale wiem też, że wtedy mogłabym nie spotkać mojego męża, z którym jestem już 24 lata i z którym mam wspaniałą trójkę dzieci i dwa aniołki.
Dlatego z pokorą patrzę wstecz i z wdzięcznością przyjmuję teraźniejszość. Przyszłości jeszcze nie ma.
Alicja Podgrodzka – autorka książek dla dzieci, właścicielka Szkoły Językowej Ling Talents. Dwukrotna laureatka konkursu Książka Przyjazna Dziecku (Jeżyk zwany Pajacykiem i O boćku, który bał się wróbli). Pisze głównie o emocjach i relacjach. Wspiera rodzicielstwo bliskości. Wydała książkę o emocjach w procesie karmienia piersią pt. „Uwielbiałam cię karmić”. Szczęśliwa żona oraz mama dwóch nastolatków i małej córeczki.
Obrazek wyróżniający: zdjęcie wykonała Czesława Włuka.